******Oczami Lis******
-Panie doktorze i co z nim?!!?
-Panie jest jego...?
-narzeczoną
-więc stan pani męża jest poważny, ale stabilny... Niestety po wypadku mogło dojść do zaniku pamięci, ale to musi się pani uzbroić w cierpliwość
- no dobrze, a czy mogłabym go zobaczyć??
-narazie nie, ponieważ jest na oiomie, śle jutro jak najbardziej... Teraz dla niego będą decydujące pierwsze dwadzieścia cztery godziny...
-jak to? Mówił pan że jest stabilny...-powiedziałam a oczy momentalnie mi się zaszkliły
-owszem, ale narazie nie można zapominać że jest ciężki... Dowidzenia ja już muszę iść na dyżur...-powiedział i bez słowa odszedł. Stałam jak wryta i patrzyłam się na czerwony napis na drzwiach sali operacyjnej... Wszyscy dookoła śpią... Niewiem co mam robić, więc zaczęłam budzić Rafę:
-Rafa... Wstań lekarz był...
-lekarz i co powiedział???-spytała ocierając łzy rękawem
- że jest stabilny, ale jego stan jest nadal bardzo ciężki... Po wypadku najprawdopodobniej będzie miał też zanik pamięci...-powiedziałam i wpadłam jej w ramiona. Bardzo płakałyśmy. Musiałyśmy być silne dla Daviego... Caro wyjechała na dwa tygodnie w ważnej sprawie i oddała go nam pod opiekę. Najgorsze jest to że będę sama z nimi w domu Neya. Niedość że nie otrząsnęłam się po utracie dziecka to teraz jeszcze Ney jest w szpitalu i stracił pamięć... On mnie nie pamięta... Mój przyszły mąż.
*****KILKA GODZIN PÓŹNIEJ******
Zabrałam małych do domu by ich wykąpać. Nie mam chęci do życia, ale staram się normalnie zachowywać przy chłopcach. Davi cały czas o niego wypytuje, a Tomas tak samo. Kilka minut potem już byli gotowi, więc mogłam już pójść ja. Zakleiłam sobie gips siatką i umyłam się. Ubrałam się na sportowo, związałam włosy w koka i pojechaliśmy w stronę szpitala. Postanowiłam że nie będę zabierać chłopców i zostawiłam ich u Nadine. Zapakowałam wszystkie nasze wspólne albumy,rzeczy związane z piłką i jego życiem i obraz jaki od niego dostałam, a potem sama pojechałam z trudem powstrzymując morze łez jakie lało się po moich policzkach. Do teraz jeszcze mam przed oczami chwilę gdy siedzę na ulicy cała zakrwawiona z głową Neya na kolanach i to uczycie gdy nie mogłam zmyć zaschniętej krwi z ciała. Dojechałam na miejsce i bez problemu udałam się do lekarza który prowadził Neymara. Mężczyzna w średnim wieku wpuścił mnie do gabinetu:
-Dzień dobry proszę pana jak jego stan? Żyje?
- Pan Da Silva jest już przytomny, ale niestety spełniły się wszystkie nasze podejrzenia... Podczas wypadku doznał lekkiego urazu głowy i stracił pamięć... Bardzo mi przykro...
-Ale czy cokolwiek pamięta?
-tylko takie podstawy, czyli jak się nazywa, ile ma lat, gdzie mieszka i gdzie pracuje... Niestety ani rodziny, dzieci i Pani prawdopodobnie też...-powiedział z wielkim smutkiem w głosie. Jak to mnie nie pamięta?! Nie pamięta tych wszystkich chwil jakie razem przeżyliśmy, oświadczyn? Daviego?! Dlaczego?! Boże dlaczego nam to robisz?! Co ja mam teraz zrobić?! Pójść do niego i zapoznać się tak jak kiedyś? Serce mi się kraja! Najpierw pojadę na trening chłopaków, a potem na spokojnie tu przyjadę. Muszę ochłonąć. Po kilku minutach dotarłam na miejsce. Weszłam do środka i poprosiłam o chwilową przerwę. Wszyscy do mnie podbiegli, a ja zaczęłam opowiadać wszystko co wiem. Byli w szoku. Zostawiłam ich i pojechałam do Neya. Nie chcę więcej pytań. Nie dałabym rady psychicznie. Dotarłam pod szpital i ciężkim krokiem ruszyłam na salę. Gdy nieśmiało weszłam do środka zobaczyłam że leży odwrócony plecami. Boję się cokolwiek zrobić. Wyciągnęłam jego koszulkę klubową i położyłam przed jego twarzą:
-Neymar Da Silva Santos Jr. Najlepszy piłkarz na świecie i osoba która skradła moje serce...-powiedziałam i jeszcze położyłam przed nim ten obraz. Wziął do ręki koszulkę i zaczął jeździć palcami po herbie klubu, a potem wziął do ręki jego prezent dla mnie. Przejeżdżał dłonią po każdej fotografi i przyglądał się nim bardzo uważnie. Nagle otworzył usta:
-Nie chciałbym cię urazić, patrząc po tych fotografiach byliśmy bardzo blisko, ale ja nic nie pamiętam, jak się nazywasz?-ostatnie zdanie jakie wypowiedział w jakimś stopniu wywierciło mi dziurę w brzuchu
-Lisa, Lisa Rasberry...-powiedziałam patrząc mu w oczy, a on otarł kciukiem moje łzy... Patrzył bardzo zaciekawiony, ale tez przestraszony. Nie wiedział co się z nim stało i jak żył przed wypadkiem...
- więc Lisa czy mogłabyś opowiedzieć mi jak tu trafiłem? I czemu nic nie pamiętam...?
-są moje urodziny... Wszystko zorganizowałeś... Na stadionie byli wszyscy i świetnie bawiliśmy się grając mecz. Tomas, mój brat się przewrócił i było widać że cierpi, więc podbiegłeś do niego i biorąc go w ramiona zacząłeś biec w stronę szpitala. Ja biegłam za wami. Małemu się nic na szczęście nie stało, ale potem gdy wróciliśmy to źle si poczułam. Natychmiast chciałeś wracać do domu, a Rafaella wzięła chłopców do hotelu. Wracaliśmy samochodem... Było ciemno, mokro i bardzo ciężko się jechało. Nagle straciłeś panowanie nad kierownicą i uderzył w nas samochód. Gdy tylko się obudziłam, to postarałam się wyjść i wyciągnąć cię z auta. Byłeś cały we krwi i jeszcze gdzieś leciała... Położyłam twoją głowę na kolanach i zaczęłam czyścić ci twarz i ciało. Na szczęście miałeś telefon, więc udało mi się zadzwonić po pomoc, ale niestety dostałeś małego urazu głowy i straciłeś pamięć...-powiedziałam, a tona łez spływały po moim policzku. Bez słowa patrzył się mi prosto w oczy, jakby rozpaczliwie czegoś szukał...
- powiedziałaś chłopców, ale wspomniałaś o jednym...-no i stało się...Daviego też nie pamięta... Co ja mam teraz zrobić?!
-masz małego synka... Nazywa się Davi Lucca...jego matka wyjechała bo Brazylii i zostawiła go tobie pod opieką...-powiedziałam a jego zamurowało...nie wiedział co powiedzieć, aż tu nagle po chwili ciszy zaczął...
-mógłbym go zobaczyć? Chociaż na zdjęciu?? Proszę...-powiedział i niepewnie złapał mnie za rękę... Czułam jakby z całych sił próbował sobie wszystko przypomnieć, więc by mu pomóc wyciągnęłam telefon i znalazłam zdjęcia z wczorajszej imprezy-katastrofy
- Boże jaki on jest śliczny...-powiedział i się uśmiechną...
-Lisa... Opowiedz mi coś jeszcze... Ja muszę sobie to przypomnieć...-powiedział z wielką nadzieją patrząc mi w oczy... Wzięłam jeszcze raz swój telefon i pokazałam mu wszystkie nasze smsy... Przeglądał uważnie każdy tekst z wielką nadzieją że coś sobie przypomni...
-Lisa...czy ty naprawde zostałaś sama z bratem? Czy poznaliśmy się w Polsce ? Opowiesz mi o tym?- po ostatnim pytaniu czułam że będzie mi ciężko, ponieważ nie lubię rozmawiać o mojej przeszłości, ale cóż dla Neya zrobię wszystko...
- moi rodzice umarli w moje 18 urodziny... Tomas miał jakieś 6 lat...Tylko dzięki temu że znałam od dziecka Thiago Alcantara udało mi się was poznać... Mieliście mecz w Polsce i z racji tego że nie było miejsc w hostelu to ja zaprosiłam was do siebie. Dobrze że mieliście kilka dni w zapasie bo oczywiście zrobiliście imprezę... Odziwo ty byłeś cały czas trzeźwy. Przyszedłeś do mnie i razem pakowaliśmy rzeczy moje i małego. Po kilku godzinach skończyły się napoje więc wyszliśmy do sklepu... Poprosiłeś chłopaków by wzięli małego i sami poszli po alkohol... Zaciągnąłeś mnie za ścianę jakiegoś budynku, by nikt nas nie widział...-przerwałam na chwilę by spojrzeć mu w oczy, lecz on tylko czekał kiedy dokończę...
-oparłeś mnie o ścianę i kładąc jedną dłoń obok mojej głowy, a drugą na mojej talii wyznałeś mi miłość...potem wracaliśmy w deszczu do domu, a ty oddałeś mi swoją kurtkę bym nie zmarzła...-powiedziałam, a po chwili on niepewnie uniósł dłoń i przejechał po moim policzku...
-Lisa... Ja nic nie pamiętam...-powiedział I rozpłakał się... Widać że jest mu z tym ciężko...
-Lisa... Pocałuj mnie...pocałuj mnie tak jak zawsze błagam... Ja pragnę znowu to poczuć...-powiedział i nie dając mi dojść do słowa ujął moją twarz w dłonie i niepewnie złączył nasze wargi. Próbowałam rozwinąć ten pocałunek, ale to na nic... Oderwał się ode mnie, a w środku czułam że serce pęka mi na kawałeczki... Po chwili przyszła pielęgniarka i musiałam wyjść
-Lisa!!-krzyknął, a ja miałam wielkie nadzieje że zaraz żuci mi się na szyję i będziemy się namiętnie całować...
-będziesz jutro??
-tak...-powiedziałam i wyszłam... Te słowa tak mnie zabolały...Jestem rozdarta... Niewiem czemu on tak zareagował... Eh czemu to wszystko jest takie ciężkie!!??! Nagle zadzwonił do mnie telefon.. Był to Messi:
- hej mała, jak tam? byłaś u Neya?
- hej, mogłabym dzisiaj u was spać? Nie chce być sama z chłopakami... Kompletnie niewiem co im mam powiedzieć...
-jasne, to przyjeżdżajcie szybko bo Thiago tęskni...- powiedział i się rozłączył.. Pojechałam szybko do domu i zapakowałam wszystkie potrzebne rzeczy dla mnie i chłopaków... Nie odpowiadałam na pytania chłopców tylko powiedziałam że dzisiaj nocujemy u wuja Leo... Gdy tylko dojechaliśmy Leo wyciągnął walizkę i zaprowadził chłopców do salonu, a potem w trójkę zasiedliśmy do stołu:
- Mała, jak się trzymasz??-zapytał Argentyńczyk
-niewiem, zachowanie Neya tak mnie boli... Serce mnie bolało jak zapytał mnie o imię... On nawet nie pamięta Daviego...
-Boże... A chociaż pamięta coś??
-tylko podstawy... Jak się nazywa, gdzie mieszka, gdzie pracuje i tylko tyle... Niewiem czy pamięta drużynę, ale to dla mnie za dużo... Ja nie daję sobie z tym rady... Widok jego łez, lub to że boi się mnie dotknąć przyprawia mnie o dreszcze... Boli, poprostu mnie to boli...-powiedziałam, a Anto ocierała mi łzy z policzka
-bardzo nam przykro... pamiętaj że my jesteśmy z tobą i zawsze ci pomożemy...-powiedziała i pogłaskała mnie po ramieniu, a potem poszła zrobić kolację...
-Lisa? Co ty tu masz?- zapytał Leo i odgarnął moje włosy... Okazało się że jeszcze nie domyłam się z krwi do końca... Z krwi mojego ukochanego... Po chwili Anto wróciła z dwoma talerzami kanapek, a potem poszłyśmy razem do łazienki i pomogła mi domyć kark... Byłam roztrzęsiona... Patrzyłam tylko jak kropelki krwi spadają na podłogę... Nie miałam już siły na nic i chciałam się komuś wypłakać...
******Oczami Leo******
Bardzo mi przykro... Lisa jest już wyczerpana i coraz bardziej załamana... Chłopaki jednak są mali i ciągle wypytują o niego... Eh o małych wilkach mowa:
-Wujku a gdzie tatuś??-zapytał synek Brazylijczyka
-wiesz... twój tata ma teraz problemy ze zdrowiem i jest w szpitalu...
-ciocia Lis nie chce nas zabrać do niego... Prosze wujku, bardzo za nim tęsknie...
-zabiorę cię jutro do taty... Ciocia Lis musi odpocząć, dobra?
-taaaak!!
-a teraz chodźcie zjemy kanapki!-powiedziałem i po chwili już zniknął jeden talerz z kanapkami...
Dziewczyny bardzo długo nie wracały, więc rozłożyłem chłopakom kanapę do spania i usnęli bardzo szybko... Poszedłem zobaczyć gdzie są dziewczyny i akurat na korytarzu spotkałem Anto:
-i jak się trzyma??
-strasznie... Cały czas płakała, a teraz zasnęła...
-pościeliłem chłopcom na dole, Davi się pytał o Neya... Bardzo prosił mnie o to bym zawiózł go jutro do szpitala
-niewiem czy to jest dobry pomysł... Lisa narazie nie powinna się z nim spotykać ponieważ to ją coraz bardziej boli że on stracił pamięć... Zostanę z nią jutro i zaproszę dziewczyny a ty pojedź z małymi do niego
-ok, to chodź idziemy spać bo już późno...
******RANO******
Wstałem wcześnie rano, bo słyszałem już dołu dobiegający hałas... Chłopcy już wstali i sami odziwo wyszykowali się do wyjścia. Nie miałem innego wyjścia, więc ubrałem się, zrobiłem chłopakom śniadanie i zostawiłem Anto kartkę na stole... Po kilku minutach wyruszyliśmy z podjazdu w kierunku szpitala... Recepcjonistka spokojnie przepuściła nas dalej... Weszłem do sali pierwszy sprawdzić czy przypadkiem Ney nie śpi... Siedział na łóżku i przeglądał coś na telefonie:
-hej stary! Jak się czujesz? Przyprowadziłem ci małych gości... -powiedziałem i puściłem Daviego by mógł go uściskać... Niepewnie wziął małego blondynka w ramiona i mocno go przytulił...
-tęskniłem tato!!
-ja... Za tobą też...-powiedział i spojrzał się na mnie... Rzeczywiście on go nie pamięta... Postanowiłem mu trochę pomóc:
-Davi tylko spokojnie bo tata musi odpoczywać dobra?- puściłem mu oczko...
******Oczami Neya******
Niewiem co muśleć... jak ja mam się w stosunku do niego zachowywać jeżeli go nie pamiętam?!
-jak się czujesz tatuś?
-dobrze i z każdą godziną jest jeszcze lepiej, a ty mały?
-tęskniłem strasznie za tobą, a ciocia Lis nie chciała nas przywieść...
-wiesz synku, ciocia Lis miała pewnie jakieś powody...- w tym momencie nie wiedziałem już kompletnie co robić... Leo był jedyną osobą jaką pamiętam...
-Leo, mógłbym z tobą chwilę porozmawiać?
-jasne, choć pójdziemy do tej szpitalnej świetlicy to chłopcy się czymś zajmą a my na luzie pogadamy...-odrazu ruszyliśmy w stronę wyjścia z mojej sali. Chłopcy odrazu pobiegli do zabawek a my usiedliśmy przy wolnym stoliku:
-Leo, ja nic nie pamiętam... Lisa mówiła mi jak się poznaliśmy i nawet spróbowałem... No sam wiesz...
-słuchaj Ney, ona jest bardzo wrażliwą dziewczyną... Jeżeli całując ją po chwili odsunąłeś się jak poparzony to uwierz że mogło ją to zaboleć
- cholera no... Ja nawet niewiem jak mój syn ma na imię to co dopiero jak wyglądało moje życie do czasu pieprzonego wypadku...
Czyli komplikacji ciąg dalszy ^^ Oj dzieje się :* Czekam na next :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę że podoba ci się ta historia *-* następny rozdział już wkrótce ;)
Usuń