Naszykowałem jeszcze dla Lis wielki bukiet róż do prezentu, aż tu nagle wszyscy biegają spanikowani, a Tomas niewie co się dzieje. Rafa jak tylko mnie znalazła zaczęła mówić coś że niema Lis.
-Ale jak to!? Zniknęła?!
-No niema jej na murawie!
-chyba wiem gdzie może być, poczekajcie tutaj i przypilnujcie dzieci...-powiedziałem i dalej szłem z bukietem i prezentem na zewnątrz. Weszłem na trybuny i się nie myliłem. Siedziała skulona i płakała. Podeszłem do niej i wręczając jej prezent, otarłem łzy i próbowałem dowiedzieć się o co chodzi:
-Lis, proszę powiedz mi dlaczego tutaj siedzisz? Sama? Beze mnie? Dlaczego płaczesz?
-Ney.... Ja nie chce mieć urodzin... Od czasu mojej osiemnastki wszystko się skumulowało. Musiałam znaleźć prace, zająć się domem i przede wszystkim wychować mojego brata. Gdy wtedy wróciłam z nim do domu zapukała do nas znajoma pielęgniarka. Powiedziała że moi rodzice zostali potrąceni przez samochód na pasach wracając z tortem urodzinowym. Chcieli zrobić mi niespodziankę. Pierwszy miesiąc to była jakaś istna katastrofa...Tomas płakał po nocach, a ja musiałam rzucić studia bo nie mieliśmy z czego żyć. W moje urodziny moje życie się spieprzyło. Gdyby nie to że znałam Thiago od dziecka to nigdy bym nie poznała ciebie, Ney ja kocham cię nad życie. Zaraz co ja gadam to ty jesteś moim życiem...-powiedziała i wyjąc padła mi w ramiona. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo nie nawidzi obchodzić urodziny. Nie chce by dłużej cierpiała. Serce mi się kraja jak widzę że ona cierpi. Rozkazuje jej wziąść prezent który dostała ode mnie i go otworzyć. Dałem jej wielki obraz gdzie poprzyczepiałem nasze wspólne zdjęcia. Była w szoku, ale udało mi się wywołać uśmiech na jej twarzy...
-i jak ci się podoba? Starałem się
-jest prześliczny... Skąd ty wziąłeś te wszystkie zdjęcia!?
-mam różne sposoby, a teraz choć...-powiedziałem i zaciągnąłem ją do szatni, gdzie schowałem piłki. Nie chciała imprezy urodzinowej więc to taki plan b. Wyszliśmy z workiem piłek i zaczęliśmy grać. Po chwili przez tunel wbiegają dzieci i reszta ,,gości“ i zaczyna się turniej piłki nożnej. Widziałem że to sprawia jej radość, ale niestety do czasu. Był nieszczęśliwy wypadek. Tomas niefortunnie upadł i było widać że bardzo cierpi. Widząc rozpacz Lis szybko do niego podbiegłem, wziąłem go na ręcę i zacząłem biec w stronę pobliskiego szpitala. Lisa biegła niedaleko za mną. Wbiegliśmy na oddział i odrazu zabrali go na prześwietlenie. Okazało się na szczęście tylko mocne stłuczenie, a my mogliśmy wracać do reszty.
******Oczami Lis******
Kiedy zobaczyłam cierpienie w oczach Tomasa nie mogłam się wogóle ruszyć. Przez moją głowę przemknęły te najbardziej dla mnie bolesne chwile gdy był w szpitalu w ciężkim stanie z 25% na przeżycie. Bardzo zaimponowało mi zachowanie Neya i gdy tylko wybiegł na ulicę, krzyknęłam do reszty by zajęli się dziećmi, ruszyłam za nim. Bóg nas chroni widocznie, ponieważ nic nie jest złamane. Chciałabym odwiedzić polskię, zobaczyć nasz stary dom, grób rodziców i .... Mię. Chciałabym zobaczyć jak ona się trzyma. Mimo wszystko rozumiem co ona teraz przeżywała. Wróciliśmy spokojnie na miejsce, ale byliśmy tak zmęczeni że niedaliśmy razy kontynuować naszego ,,turnieju“ i usiedliśmy na trybunach. Widziałam że Ney się czymś wzruszył, więc otarłam pojedynczą łzę na jego policzku i powiedziałam:
-Ney, co się dzieje?
-nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo przez te miesiące się do waż przywiązałem... Gdy tylko mały się przewrócił wyobraziłem co bym zrobił gdyby to był Davi. Zareagowałem tak jak powinienem w stosunku do mojego drugiego syna...-gdy tylko to powiedział chciało mi się płakać razem z nim,
-też cię kocham skarbie...-powiedziałam i wpiłam się w jego usta,
- kochanie, niewiem co się dzieje ale słabo mi...- zaczęłam panikować. Jeszcze nigdy nie przebiegłam sprintem takiego długiego odcinka
-choć, położysz się na murawie, a ja skoczę po coś zimnego-powiedział potem położyłam się posłusznie, a junior po chwili zniknął. Nagle słyszę czyjś pisk i podbiegają do mnie Davi z Tomasem
-Lisa? Wszystko w porządku?-spytał mały blondynek
-tak, tylko zakręciło mi się w głowie
-ale juz dobze tak??- dopytywał się Tomas
-Tak, jak chcecie to idźcie do środka to Ney da wam coś do picia ok?
-ale super! Choć Davi idziemy!- powiedział i oboje szybko pobiegli, a ja nie mogłam przestać się śmiać. Wstałam i chciałam iść w ich stronę, lecz świat zaczął mi wirować...
******Oczami Neya******
Wbiegłem do szatni i z naszej przenośnej lodówki wyjąłem butelkę wody. Nagle wbiega do mnie dwóch małych łobuzów i łapiąc po butelce soku zaczynają biegać wokół mnie. Nie odzywałem się tylko śmiałem. Wyszliśmy ma dwór i nie było mi już do śmiechu. Gdy Lis chciała do nas podejść było widać że zaraz zemdleje i niewiem jakim cudem, ale udało mi się ją złapać gdy upadała. Rafa przyniosłam nam jeszcze lodu i po około 20 minutach Lis zaczynała się budzić
-Lis?? Kochanie??
-Ney?? Cco się stało??
-zemdlałaś, czy chcesz jechać do domu?
-tak... Rafa?- powiedziała i zawołałem szybko siostrę:
- tak?
-czy mogłabyś przenocować małych? Nie dam rady się nimi dzisiaj zająć... Możesz u nas nocować
- jasne, to jedźcie już a ja ich zabiorę dzisiaj do hotelu...-powiedziała i zaczęliśmy powoli się zbierać. Dotarliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Na ulicach Barcelony było bardzo pusto, ciemno i jechało się ciężko. Nagle gdy wjechaliśmy na skrzyżowanie straciłem panowanie nad kierownicą i uderzył w nas samochód...
******Oczami Lis******
Jest ciemno i zimno. Nie słyszę nic. Przecieram oczy i widzę że Ney się nie rusza. Wpadłam w wielką panikę i nie wiedziałam co mam zrobić rozpaczliwie próbowałam go obudzić ale nic z tego. Z trudnością wydostałam się z samochodu i delikatnie wyciągnęłam go na ulicę. Nie ruszał się i krwawił. Bardzo się bałam i zaczęłam ocierać jego ciało ręką lub koszulką. Wszystko dzieje się jak w najgorszym koszmarze. Strasznie mnie boli ręka, ale nic z tego nie robię. Położyłam głowę Neya na swoich kolanach i zaczęłam całować rozpaczliwie jego czoło, usta czy policzki. Byliśmy sami na środku ulicy, bo sprawca uciekł. Niemam nawet komórki by zadzwonić po karetkę. Zapomniałam. Ney ma w torbie treningowej! Szybko zerknęłam na tylnie siedzenie i wybrałam pierwszy lepszy numer
-Halo??- odezwał się Suarez
-Suarez!!? Błagam pomóż mi! Mieliśmy z Neyem wypadek i on się nie rusza, a telefon zaraz padnie!
-Lisa, ale powiedz gdzie jesteś!?
- niewiem! Jest ciemno, ale nie daleko z tego co widzę to jest to skrzyżowanie przy jakieś knajpie o nazwie ,,La...-i koniec. Padł. Oby Luis wiedział gdzie, strasznie się boje o niego. On musi żyć! Dla mnie, dla Tomasa a przede wszystkim dla Daviego!!
******Oczami Suareza*****
-Lisa?! Jakiej knajpy?!
Rozładowała się jej komórka. Zaraz zaraz jedyna knajpa jaką znam to Laguna. Możliwe że są tam. Szybko pojechaliśmy do nich, a Sofia w tym czasie zadzwoniła po pogotowie. Dotarliśmy szybko na miejsce i byliśmy przerażeni. Ney leżał nieruchomo na kolanach Lisy, która miała prawdopodobnie złamany nadgarstek. Była również cała zakrwawiona. Pogotowie przyjechało bardzo szybko i zabrali ich obojga. Daliśmy znać reszcie co się stało i pojechaliśmy do szpitala. Boże trzymaj ich przy życiu.
******Oczami Lis******
Dojechaliśmy do szpitala i zabrano mnie na badania. Po dłuższym czasie założyli mi gips na nadgarstek i dalej niewiem bo szybko wyszłam w poszukiwaniu Neya. Okazało się że jest na bloku operacyjnym i właśnie teraz ratują jego życie, a przy tym moje. Ney jest moim życiem. Pieprzone urodziny! Zawsze wtedy dzieje się coś złego!
Pod salą już zaczęli się wszyscy zbierać, lecz nadal nie było Rafy. Postanowiłam że pożyczę telefon, bo mam tylko Neya i zadzwonię do niej. Na szczęście Anto była tak miła i mi pomogła:
-Halo? Anto?
-Rafa to ja Lis, proszę przyjedź do szpitala, mieliśmy z Neyem wypadek...proszę...-powiedziałam jej prawie przez płacz
-Lis zaraz będę! Narazie
-pa
-pa.
Nie mogę się pozbierać. Gdy tylko patrzę na ich wszystkich płakać mi się chce. Oni są razem, a mój ukochany właśnie walczy o życie na sali operacyjnej... Nagle podbiega do mnie Rafa z dziećmi i swoimi rodzicami
-Lisa, złotko nic ci nie jest??- zapytała Nadine
-ze mną nic, gorzej z ...-nie dokończyłam bo się rozpłakałam na widok małego blondynka. Był roztrzęsiony, nie wiedział co się wokół niego dzieje... Niewiem jak go mogę wesprzeć, więc poprostu go przytuliłam mówiąc że wszystko będzie dobrze... Oby....
******8 godzin później******
Nadal czekamy. Tomas i Davi padli już godzinę temu, zresztą tak jak wszyscy. Nie śpię. Czekam. Czekam na dobrą wiadomość. Nagle zza drzwi wyłania się lekarz. Dzięki Bogu !
-Panie doktorze! Co z nim??
-Pani jest jego...?
-narzeczoną
-stan Pani męża...
Ale ten Ney jest kochany <3 Fajnie że tak się opiekuje Lisą ale końcówka... Poczułam dreszcz niepokoju ^^ Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuń