wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 66

-to zrozumiałe... Nigdy nie byłem w takiej sytuacji i niewiem jak to jest... Niewiem jak ci pomóc. Mam kilka zdjęć z urodzin które dla niej zorganizowałeś...- na każdej fotografii byłem szczęśliwy... W tej chwili dopiero zrozumiałem że moje zachowanie mogło rzeczywiście ją zranić. Jaki ze mnie dupek!
-Leo, proszę zadzwoń do niej... Muszę jej to wyjaśnić...- powiedziałem ale Argentyńczyk ani drgnął
-Leo? Leo proszę...-powiedziałem już przez łzy...
-Ney... Nie mogę tego zrobić... Ona jest w fatalnym stanie po wypadku... 
-proszę...
-to nie jest odpowiedni moment...-niewytrzymałem... Wyszedłem ze świetlicy i poszedłem do sali. Strasznie mi przykro... Przypomniał mi się dzień jej urodzin... Chwila gdy płakała jak zobaczyła bukiet i prezent, chwila gdy mogłem ją wtedy przytulić i pocałować na pocieszenie, chwila wypadku z Tomasem, chwila gdy powiedziałem jej że ją...kocham...? Kochałem...? I ...-muszę z tąd wyjść...


******Oczami Anto******
Udało się zasnąć Lisie więc po cichu wyszłam z pokoju. Chłopaki też już wrócili i zajadali się owocami. Strasznie jej współczuje. Siedzimy z Leo w kuchni i zastanawiamy się jak jej pomóc:
-jak dzisiaj w szpitalu?
- nie najlepiej... Co prawda pamięta mnie ale nic więcej...
- ale odtrącił małego?
- nie, zachowywał się normalnie s stosunku do niego ale nie pamiętał nawet jak się nazywa...
- z Lis też nie jest za ciekawie.... Za jej uchem znalazłam zaschniętą krew ale boję się jej o tym powiedzieć...
-a co z dziećmi w takim razie? Davi za niecałe dwa tygodnie wraca z Caroline do Brazyli a on nie pojedzie póki nie zobaczy Neya...
-niewiem, kompletnie niemam pojęcia co możemy zrobić...
-trzeba czekać... 
-Lisa dzisiaj mówiła mi że chce jechać jutro do niego, sama...
-może pozwólmy jej... Niech jedzie to może się lepiej poczuje jak go zobaczy...
-dobra niema co choć pomożesz mi chłopaków wykąpać, wkońcu jest ich narazie czwórka 
- to choć bo już późno


******RANO******
Wstałam jakoś przed 8 i poszłam po cichu zjeść śniadanie... Nie chce by ktoś widział mnie w takim stanie... Wogóle to wyglądam jak anorektyczka, moje włosy to siano a skóra jest sina i blada... Pod oczami mam jeszcze wielkie wory. Ubrałam się i napisałam na stolę kartkę z informacją że pojechałam do szpitala i potem wyszłam.  Nie wiem czy to dobry pomysł... Wkońcu on i tak nic nie pamięta... Podjeżdżam pod szpital i biorąc wszystkie potrzebne albumy niepewnie wchodzę do środka. Leży na łóżku, ale nie śpi. Wygląda tak jakby właśnie na mnie czekał... Niepewnie podchodzę i siadam na stołku obok:
- cześć...
-Lisa jak fajnie że jesteś...- powiedział to z tak wielką ironią w głosie że zabolało mnie to jeszcze bardziej
- przywiozłam trochę zdjęć i jeżeli będziesz chciał to przejrzyj je w wolnej chwili...- i nastała cisza. Nic tylko patrzyliśmy sobie w oczy... Przygląda mi się z wielkim bólem w oczach próbując coś w nich dostrzec ale to na marne
-chciałbym cię bardzo przeprosić za moje ostanie zachowanie w stosunku do ciebie, ale ja naprawdę nic nie pamiętam i to jest silniejsze ode mnie...
- Nie tłumacz się ja rozumiem poprostu nic nie pamiętasz i nie chciałeś mnie zranić...
- Lisa ja...- przerwałam mu...miałam dość jego tłumaczeń i pragnęłam znowu poczuć jego ciepłe i miękkie usta... To jedyne ukojenie mojego bólu...  Złapałam jego twarz w dłonie i przyciąłgnęłam jego twarz do siebie... Nie odwzajemniał moich pocałunków i nawet nie starał się ich odwzajemnić mimo ogromnego bólu udało mi się wykrztusić coś w stylu ,,Ney błagam spróbuj” ale to na marne... Był oszołomiony, a po chwili nasze usta moczyły  moje łzy... On niepewnie po chwili zanurzył rękę w moich włosach i zaczynał odwzajemniać pocałunki. Byłam szczęśliwa przynajmniej na kilka chwil. Niestety oderwał się ode mnie wciągając łapczywie powietrze i przez łzy powiedział że nadal nic nie pamięta... Czemu to boli coraz bardziej?! Bez słowa wstaję i idę w stronę łazienki. Chcę się znowu pociąć... Znowu czuć jak żyletka przecina moją delikatną skórę kojąc mój wewnętrzny ból. Uderzam butelką o ziemię i zwykłym kawałkiem szkła przeciągam po nadgarstku... Nie mogłam się opanować, ale na szczęście nikt mnie nie widzi. Po chwili zaciągam rękawy i jadę do domu... Nie chce by Leo, czy Anto widzieli mnie w tym stanie, a tym bardziej chłopcy. Jadę do naszego domu i odrazu sięgam do szawki z alkoholem... Chciałabym znowu upić się i zapomnieć. Po chili kieliszki się rozmnażały, a z jednego zrobiło się zero bo piłam już z butelki. Niemam do kogo się odezwać już... Kładę się na kanapie i odziwo chyba ,, zasypiam ” ?


******Oczami Leo******
Lis jeszcze nie wróciła... Bardzo z Anto się o nią martwimy. Nie odbiera telefonu, a Tomas nie chce iść spać i cały czas siedzi smutny... Wydaje mi się że wiem gdzie ona może być ale nie chcę już denerwować rodziny. Zostawiłem tylko kartkę na stole i pojechałem. Jestem z Lis bardzo związany... Czuję się jak jej starszy brat. Zajechałem pod dom jej i Neya i odrazu wiedziałem że tam jest. Drzwi wejściowe były zamknięte, ale okno już nie. Po cichu wszedłem do środka i zacząłem jej szukać. Plamy krwi prowadzące do salonu przyprawiały mnie o dreszcze. Na stole lerzało kilkanaście butelek po najmocniejszych alkoholach a na kanapie leżała ona... Na rękawach bluzy było już widać wielkie plamy krwi. Pewnie znowu to zrobiła... Szybko biorę ją na ręce i jadę z nią do szpitala... Nie mamy czasu na to by czekać na karetkę. Ona mogła tu leżeć kilka godzin i się wykrwawić.  
Zajeżdżam szybko na parking przed budynkiem i biegnę z nią do środka... Wzięli ją na salę i otoczyli ją opieką. Po godzinie wychodzi do mnie lekarz:
-czy to pan przywiózł tą młodą kobietę z ranami na nadgarstkach?
-tak, to ja...ona nazywa się Lisa
-więc Lisa miała naprawdę dużo szczęścia że pan ją znalazł, ponieważ gdyby to było o godzinę za późno mogłaby już tego nie przerzyć...
-naprawdę?! 
-tak, straciła bardzo dużo krwi... Jutro jeszcze zostanie u nas ale potem będzie mógł ją pan zabrać do domu
-bardzo panu dziękuje, a mogę ją zobaczyć? Jest przytomna?
-tak, ale może być osłabiona... Zaprowadzę pana i będzie pan musiał założyć specjalny płaszcz 
-dobrze, jeszcze raz bardzo dziękuje...- mężczyzna średniego wieku zaprowadził mnie pod salę i potem mogłem wejść do środka. Gdy tylko podeszłem  do jej łóżka odrazu rzuciła mi się na szyję:
-Leo proszę nie zostawiaj mnie!- powiedziałam płacząc
-Lis, nigdy cię nie zostawię rozumiesz nigdy!
-to jest silniejsze ode mnie, nie daje sobie z tym rady...
-może powinnaś pójść do psychologa, który by ci pomógł??
-pomóż mi proszę...-powiedziała to w taki sposób iż strasznie ujęło mnie to za serce. Nie mogłem jej odmówić. Kilka chwil później usnęła trzymając mnie za rękę... Wyglądała tak niewinnie. Niespodziewanie za moimi plecami pojawił się Brazylijczyk... 
Wyciągnąłem rękę z uścisku i nie odpowiadając na żadne pytania wyciągnąłem go na korytarz. Zdezorientowany i wkurzony z wyrzutem zaczyna:
-co ty kurde robisz ?!
-co ja robie?! Co ty robisz stary kurde ogarnij się! Znalazłem Lisę samą w domu z podciętymi żyłami na nadgarstkach i wszystkie butelki z alkoholem leżały rozbite na podłodze!
-co ty gadasz?!
-a gadam to że gdyby nie to że pojechałem do was do domu to by wykrwawiła się na śmierć! Nie wchodź do nie a najlepiej nie kontaktuj się z nią bo ona już wysiada psychicznie Ney!- krzyknąłem mu w twarz i wyszedłem... Miałem nadzieje że weźmie sobie to do serca i odpuści. Jest już chyba 4 nad ranem i mam 25 nieodebranych połączeń od Anto... Ona mnie chyba zabije. Wjeżdżam do garażu i po cichu wchodzę do domu. Dzieci śpią w salonie a mojej ukochanej chyba niema. Jestem cały we krwi po tym jak wynosiłem ją z domu. Po chwili Anto rzuca mi się na szyje:
-kochanie gdzie ty byłeś?! Gdzie jest Lisa ?! Czemu ty masz krew na rękach i koszulce?!
-Uspokój się... Lisa jest w szpitalu tym co Ney, ponieważ znalazłem ją u nich w domu na kanapie z podciętymi żyłami na nadgarstkach...-ledwo wydusiłem z siebie i mocno ją przytuliłem...
-przepraszam to mógł być dla  ciebie szok...
-choć, zmyj to z siebie zanim dzieci się obudzą- powiedziała i zaciągnęła mnie do łazienki. 


******RANO******
Z samego rana podrzuciliśmy dzieci do Suareza i pojechaliśmy do szpitala. Mam nadzieje że już wszystko jest ok i możemy ją zabrać do domu. Zajeżdżany pod budynek i poddenerwowani wchodzimy do środka. Nagle okazuje się że niema Lisy na sali...
Szybko biegniemy w kierunku bloku operacyjnego i szukamy jej lekarza. Po chwili wychodzi i nas wita:
-Witam Państa, w czym mogę pomóc?
-poszukuje Lisy, przywiozłem ją w nocy 
-dobrze że pan jest, w nocy pojawiły się niestety drobne komplikację i chcielibyśmy ją jeszcze zostawić na tydzień przynajmniej...
-no dobrze, a teraz gdzie jest?
-na badaniach, za jakąś godzinę wróci na salę...
-dobrze to my przyjedziemy wieczorem, dziękujemy bardzo
-to moja praca...-powiedział z uśmiechem i poszedł. Nic tu po nas, wracamy na trening...


******Oczami Neya******
Właśnie wypisali mnie ze szpitala... Nikt nie przyjechał po mnie więc muszę wrócić na piechotę. Stoję przed drzwiami do domu i zastanawiam się co mogę tam zadtać. Cały czas mam przed oczami Leo z wczorajszego wieczoru. Niepewnie otwieram drzwi i staję jak wryty. Nasza szawka z alkoholem jest dosłownie opróżniona a butelki porozbijane na podłodze, a do tego wszędzie jest krew... Aż nie mogę na to patrzeć. Ona próbowała się zabić przeze mnie !! Co ja narobiłem ?! ale to nie moja wina że przez wypadek nic nie pamiętam. Nie chce jej ranic na każdym kroku, ale co ja mogę zrobić... przejrzałem wszystkie albumy jakie przyniosła i pamiętam tylko kilka chwil... Nie mogę tak! Wybiegam z domu i dosłownie rzucam się na samochód... Jeżeli przez wypadek straciłem pamięć to i wypadkiem chcę ją odzyskać. W dupie mam piłkę! Ja chcę moje wspomnienia i ją!!! Po chwili jest ciemność i wielki ból...


Zostawiajcie swoje opinie w komentarzach !!! <33;*

środa, 1 czerwca 2016

Rozdział 65

******Oczami Lis******
-Panie doktorze i co z nim?!!?
-Panie jest jego...?
-narzeczoną
-więc stan pani męża jest poważny, ale stabilny... Niestety po wypadku mogło dojść do zaniku pamięci, ale to musi się pani uzbroić w cierpliwość 
- no dobrze, a czy mogłabym go zobaczyć??
-narazie nie, ponieważ jest na oiomie, śle jutro jak najbardziej... Teraz dla niego będą decydujące pierwsze dwadzieścia cztery godziny...
-jak to? Mówił pan że jest stabilny...-powiedziałam a oczy momentalnie mi się zaszkliły
-owszem, ale narazie nie można zapominać że jest ciężki... Dowidzenia ja już muszę iść na dyżur...-powiedział i bez słowa odszedł. Stałam jak wryta i patrzyłam się na czerwony napis na drzwiach sali operacyjnej... Wszyscy dookoła śpią... Niewiem co mam robić, więc zaczęłam budzić Rafę:
-Rafa... Wstań lekarz był...
-lekarz i co powiedział???-spytała ocierając łzy rękawem
- że jest stabilny, ale jego stan jest nadal bardzo ciężki... Po wypadku najprawdopodobniej będzie miał też zanik pamięci...-powiedziałam i wpadłam jej w ramiona. Bardzo płakałyśmy. Musiałyśmy być silne dla Daviego... Caro wyjechała na dwa tygodnie w ważnej sprawie i oddała go nam pod opiekę. Najgorsze jest to że będę sama z nimi w domu Neya. Niedość że nie otrząsnęłam się po utracie dziecka to teraz jeszcze Ney jest w szpitalu i stracił pamięć... On mnie nie pamięta... Mój przyszły mąż.


*****KILKA GODZIN PÓŹNIEJ******
Zabrałam małych do domu by ich wykąpać. Nie mam chęci do życia, ale staram się normalnie zachowywać przy chłopcach. Davi cały czas o niego wypytuje, a Tomas tak samo. Kilka minut potem już byli gotowi, więc mogłam już pójść ja. Zakleiłam sobie gips siatką i umyłam się. Ubrałam się na sportowo, związałam włosy w koka i pojechaliśmy w stronę szpitala. Postanowiłam że nie będę zabierać chłopców i zostawiłam ich u Nadine. Zapakowałam wszystkie nasze wspólne albumy,rzeczy związane z piłką i jego życiem i obraz jaki od niego dostałam, a potem sama pojechałam z trudem powstrzymując morze łez jakie lało się po moich policzkach. Do teraz jeszcze mam przed oczami chwilę gdy siedzę na ulicy cała zakrwawiona z głową Neya na kolanach i to uczycie gdy nie mogłam zmyć zaschniętej krwi z ciała. Dojechałam na miejsce i bez problemu udałam się do lekarza który prowadził Neymara. Mężczyzna w średnim wieku wpuścił mnie do gabinetu:
-Dzień dobry proszę pana jak jego stan? Żyje?
- Pan Da Silva jest już przytomny, ale niestety spełniły się wszystkie nasze podejrzenia... Podczas wypadku doznał lekkiego urazu głowy i stracił pamięć... Bardzo mi przykro...
-Ale czy cokolwiek pamięta?
-tylko takie podstawy, czyli jak się nazywa, ile ma lat, gdzie mieszka i gdzie pracuje... Niestety ani rodziny, dzieci i Pani prawdopodobnie też...-powiedział z wielkim smutkiem w głosie. Jak to mnie nie pamięta?! Nie pamięta tych wszystkich chwil jakie razem przeżyliśmy, oświadczyn? Daviego?! Dlaczego?! Boże dlaczego nam to robisz?! Co ja mam teraz zrobić?! Pójść do niego i zapoznać się tak jak kiedyś? Serce mi się kraja! Najpierw pojadę na trening chłopaków, a potem na spokojnie tu przyjadę. Muszę ochłonąć. Po kilku minutach dotarłam na miejsce. Weszłam do środka i poprosiłam o chwilową przerwę. Wszyscy do mnie podbiegli, a ja zaczęłam opowiadać wszystko co wiem. Byli w szoku. Zostawiłam ich i pojechałam do Neya. Nie chcę więcej pytań. Nie dałabym rady psychicznie. Dotarłam pod szpital i ciężkim krokiem ruszyłam na salę. Gdy nieśmiało weszłam do środka zobaczyłam że leży odwrócony plecami. Boję się cokolwiek zrobić. Wyciągnęłam jego koszulkę klubową i położyłam przed jego twarzą:
-Neymar Da Silva Santos Jr. Najlepszy piłkarz na świecie i osoba która skradła moje serce...-powiedziałam i jeszcze położyłam przed nim ten obraz. Wziął do ręki koszulkę i zaczął jeździć palcami po herbie klubu, a potem wziął do ręki jego prezent dla mnie. Przejeżdżał dłonią po każdej fotografi i przyglądał się nim bardzo uważnie. Nagle otworzył usta:
-Nie chciałbym cię urazić, patrząc po tych fotografiach byliśmy bardzo blisko, ale ja nic nie pamiętam, jak się nazywasz?-ostatnie zdanie jakie wypowiedział w jakimś stopniu wywierciło mi dziurę w brzuchu
-Lisa, Lisa Rasberry...-powiedziałam patrząc mu w oczy, a on otarł kciukiem moje łzy... Patrzył bardzo zaciekawiony, ale tez przestraszony. Nie wiedział co się z nim stało i jak żył przed wypadkiem...
- więc Lisa czy mogłabyś opowiedzieć mi jak tu trafiłem? I czemu nic nie pamiętam...?
-są moje urodziny... Wszystko zorganizowałeś... Na stadionie byli wszyscy i świetnie bawiliśmy się grając mecz. Tomas, mój brat się przewrócił i było widać że cierpi, więc podbiegłeś do niego i biorąc go w ramiona zacząłeś biec w stronę szpitala. Ja biegłam za wami. Małemu się nic na szczęście nie stało, ale potem gdy wróciliśmy to źle si poczułam. Natychmiast chciałeś wracać do domu, a Rafaella wzięła chłopców do hotelu. Wracaliśmy samochodem... Było ciemno, mokro i bardzo ciężko się jechało. Nagle straciłeś panowanie nad kierownicą i uderzył w nas samochód. Gdy tylko się obudziłam, to postarałam się wyjść i wyciągnąć cię z auta. Byłeś cały we krwi i jeszcze gdzieś leciała... Położyłam twoją głowę na kolanach i zaczęłam czyścić ci twarz i ciało. Na szczęście miałeś telefon, więc udało mi się zadzwonić po pomoc, ale niestety dostałeś małego urazu głowy i straciłeś pamięć...-powiedziałam, a tona łez spływały po moim policzku. Bez słowa patrzył się mi prosto w oczy, jakby rozpaczliwie czegoś szukał...
- powiedziałaś chłopców, ale wspomniałaś o jednym...-no i stało się...Daviego też nie pamięta... Co ja mam teraz zrobić?!
-masz małego synka... Nazywa się Davi Lucca...jego matka wyjechała bo Brazylii i zostawiła go tobie pod opieką...-powiedziałam a jego zamurowało...nie wiedział co powiedzieć, aż tu nagle po chwili ciszy zaczął...
-mógłbym go zobaczyć? Chociaż na zdjęciu?? Proszę...-powiedział i niepewnie złapał mnie za rękę... Czułam jakby z całych sił próbował sobie wszystko przypomnieć, więc by mu pomóc wyciągnęłam telefon i znalazłam zdjęcia z wczorajszej imprezy-katastrofy
- Boże jaki on jest śliczny...-powiedział i się uśmiechną...
-Lisa... Opowiedz mi coś jeszcze... Ja muszę sobie to przypomnieć...-powiedział z wielką nadzieją patrząc mi w oczy... Wzięłam jeszcze raz swój telefon i pokazałam mu wszystkie nasze smsy... Przeglądał uważnie każdy tekst z wielką nadzieją że coś sobie przypomni...
-Lisa...czy ty naprawde zostałaś sama z bratem? Czy poznaliśmy się w Polsce ? Opowiesz mi o tym?- po ostatnim pytaniu czułam że będzie mi ciężko, ponieważ nie lubię rozmawiać o mojej przeszłości, ale cóż dla Neya zrobię wszystko...  
- moi rodzice umarli w moje 18 urodziny... Tomas miał jakieś 6 lat...Tylko dzięki temu że znałam od dziecka Thiago Alcantara udało mi się was poznać... Mieliście mecz w Polsce i z racji tego że nie było miejsc w hostelu to ja zaprosiłam was do siebie. Dobrze że mieliście kilka dni w zapasie bo oczywiście zrobiliście imprezę... Odziwo ty byłeś cały czas trzeźwy. Przyszedłeś do mnie i razem pakowaliśmy rzeczy moje i małego. Po kilku godzinach skończyły się napoje więc wyszliśmy do sklepu... Poprosiłeś chłopaków by wzięli małego i sami poszli po alkohol... Zaciągnąłeś mnie za ścianę jakiegoś budynku, by nikt nas nie widział...-przerwałam na chwilę by spojrzeć mu w oczy, lecz on tylko czekał kiedy dokończę...
-oparłeś mnie o ścianę i kładąc jedną dłoń obok mojej głowy, a drugą na mojej talii wyznałeś mi miłość...potem wracaliśmy w deszczu do domu, a ty oddałeś mi swoją kurtkę bym nie zmarzła...-powiedziałam, a po chwili on niepewnie uniósł dłoń i przejechał po moim policzku...
-Lisa... Ja nic nie pamiętam...-powiedział   I rozpłakał się... Widać że jest mu z tym ciężko...
-Lisa... Pocałuj mnie...pocałuj mnie tak jak zawsze błagam... Ja pragnę znowu to poczuć...-powiedział i nie dając mi dojść do słowa ujął moją twarz w dłonie i niepewnie złączył nasze wargi. Próbowałam rozwinąć ten pocałunek, ale to na nic... Oderwał się ode mnie, a w środku czułam że serce pęka mi na kawałeczki... Po chwili przyszła pielęgniarka i musiałam wyjść
-Lisa!!-krzyknął, a ja miałam wielkie nadzieje że zaraz żuci mi się na szyję i będziemy się namiętnie całować...
-będziesz jutro??
-tak...-powiedziałam i wyszłam... Te słowa tak mnie zabolały...Jestem rozdarta... Niewiem czemu on tak zareagował... Eh czemu to wszystko jest takie ciężkie!!??! Nagle zadzwonił do mnie telefon.. Był to Messi:
- hej mała, jak tam? byłaś u Neya?
- hej, mogłabym dzisiaj u was spać? Nie chce być sama z chłopakami... Kompletnie niewiem co im mam powiedzieć...
-jasne, to przyjeżdżajcie szybko bo Thiago tęskni...- powiedział i się rozłączył.. Pojechałam szybko do domu i zapakowałam wszystkie potrzebne rzeczy dla mnie i chłopaków... Nie odpowiadałam na pytania chłopców tylko powiedziałam że dzisiaj nocujemy u wuja Leo... Gdy tylko dojechaliśmy Leo wyciągnął walizkę i zaprowadził chłopców do salonu, a potem w trójkę zasiedliśmy do stołu:
- Mała, jak się trzymasz??-zapytał Argentyńczyk 
-niewiem, zachowanie Neya tak mnie boli... Serce mnie bolało jak zapytał mnie o imię... On nawet nie pamięta Daviego...
-Boże... A chociaż pamięta coś??
-tylko podstawy... Jak się nazywa, gdzie mieszka, gdzie pracuje i tylko tyle... Niewiem czy pamięta drużynę, ale to dla mnie za dużo... Ja nie daję sobie z tym rady... Widok jego łez, lub to że boi się mnie dotknąć przyprawia mnie o dreszcze... Boli, poprostu mnie to boli...-powiedziałam, a Anto ocierała mi łzy z policzka
-bardzo nam przykro... pamiętaj że my jesteśmy z tobą i zawsze ci pomożemy...-powiedziała i pogłaskała mnie po ramieniu, a potem poszła zrobić kolację...
-Lisa? Co ty tu masz?- zapytał Leo i odgarnął moje włosy... Okazało się że jeszcze nie domyłam się z krwi do końca... Z krwi mojego ukochanego... Po chwili Anto wróciła z dwoma talerzami kanapek, a potem poszłyśmy razem do łazienki i pomogła mi domyć kark... Byłam roztrzęsiona... Patrzyłam tylko jak kropelki krwi spadają na podłogę... Nie miałam już siły na nic i chciałam się komuś wypłakać... 


******Oczami Leo******
Bardzo mi przykro... Lisa jest już wyczerpana i coraz bardziej załamana... Chłopaki jednak są mali i ciągle wypytują o niego... Eh o małych wilkach mowa:
-Wujku a gdzie tatuś??-zapytał synek Brazylijczyka
-wiesz... twój tata ma teraz problemy ze zdrowiem i jest w szpitalu...
-ciocia Lis nie chce nas zabrać do niego... Prosze wujku, bardzo za nim tęsknie...
-zabiorę cię jutro do taty... Ciocia Lis musi odpocząć, dobra?
-taaaak!!
-a teraz chodźcie zjemy kanapki!-powiedziałem i po chwili już zniknął jeden talerz z kanapkami...
Dziewczyny bardzo długo nie wracały, więc rozłożyłem chłopakom kanapę do spania i usnęli bardzo szybko... Poszedłem zobaczyć gdzie są dziewczyny i akurat na korytarzu spotkałem Anto:
-i jak się trzyma??
-strasznie... Cały czas płakała, a teraz zasnęła...
-pościeliłem chłopcom na dole, Davi się pytał o Neya... Bardzo prosił mnie o to bym zawiózł go jutro do szpitala
-niewiem czy to jest dobry pomysł... Lisa narazie nie powinna się z nim spotykać ponieważ to ją coraz bardziej boli że on stracił pamięć... Zostanę z nią jutro i zaproszę dziewczyny a ty pojedź z małymi do niego
-ok, to chodź idziemy spać bo już późno...


******RANO******
Wstałem wcześnie rano, bo słyszałem już dołu dobiegający hałas... Chłopcy już wstali i sami odziwo wyszykowali się do wyjścia. Nie miałem innego wyjścia, więc ubrałem się, zrobiłem chłopakom śniadanie i zostawiłem Anto kartkę na stole... Po kilku minutach wyruszyliśmy z podjazdu w kierunku szpitala... Recepcjonistka spokojnie przepuściła nas dalej... Weszłem do sali pierwszy sprawdzić czy przypadkiem Ney nie śpi... Siedział na łóżku i przeglądał coś na telefonie:
-hej stary! Jak się czujesz? Przyprowadziłem ci małych gości... -powiedziałem i puściłem Daviego by mógł go uściskać... Niepewnie wziął małego blondynka w ramiona i mocno go przytulił...
-tęskniłem tato!!
-ja... Za tobą też...-powiedział i spojrzał się na mnie... Rzeczywiście on go nie pamięta... Postanowiłem mu trochę pomóc:
-Davi tylko spokojnie bo tata musi odpoczywać dobra?- puściłem mu oczko...


******Oczami Neya******
Niewiem co muśleć... jak ja mam się w stosunku do niego zachowywać jeżeli go nie pamiętam?!
-jak się czujesz tatuś?
-dobrze i z każdą godziną jest jeszcze lepiej, a ty mały?
-tęskniłem strasznie za tobą, a ciocia Lis nie chciała nas przywieść...
-wiesz synku, ciocia Lis miała pewnie jakieś powody...- w tym momencie nie wiedziałem już kompletnie co robić... Leo był jedyną osobą jaką pamiętam...
-Leo, mógłbym z tobą chwilę porozmawiać?
-jasne, choć pójdziemy do tej szpitalnej świetlicy to chłopcy się czymś zajmą a my na luzie pogadamy...-odrazu ruszyliśmy w stronę wyjścia z mojej sali. Chłopcy odrazu pobiegli do zabawek a my usiedliśmy przy wolnym stoliku:
-Leo, ja nic nie pamiętam... Lisa mówiła mi jak się poznaliśmy i nawet spróbowałem... No sam wiesz...
-słuchaj Ney, ona jest bardzo wrażliwą dziewczyną... Jeżeli całując ją po chwili odsunąłeś się jak poparzony to uwierz że mogło ją to zaboleć 
- cholera no... Ja nawet niewiem jak mój syn ma na imię to co dopiero jak wyglądało moje życie do czasu pieprzonego wypadku...

Rozdział 64

******Oczami Neya******
Naszykowałem jeszcze dla Lis wielki bukiet róż do prezentu, aż tu nagle wszyscy biegają spanikowani, a Tomas niewie co się dzieje. Rafa jak tylko mnie znalazła zaczęła mówić coś że niema Lis. 
-Ale jak to!? Zniknęła?! 
-No niema jej na murawie!
-chyba wiem gdzie może być, poczekajcie tutaj i przypilnujcie dzieci...-powiedziałem i dalej szłem z bukietem i prezentem na zewnątrz. Weszłem na trybuny i się nie myliłem. Siedziała skulona i płakała. Podeszłem do niej i wręczając jej prezent, otarłem łzy i próbowałem dowiedzieć się o co chodzi:
-Lis, proszę powiedz mi dlaczego tutaj siedzisz? Sama? Beze mnie? Dlaczego płaczesz?
-Ney.... Ja nie chce mieć urodzin... Od czasu mojej osiemnastki wszystko się skumulowało. Musiałam znaleźć prace, zająć się domem i przede wszystkim wychować mojego brata. Gdy wtedy wróciłam z nim do domu zapukała do nas znajoma pielęgniarka. Powiedziała że moi rodzice zostali potrąceni przez samochód na pasach wracając z tortem urodzinowym. Chcieli zrobić mi niespodziankę. Pierwszy miesiąc to była jakaś istna katastrofa...Tomas płakał po nocach, a ja musiałam rzucić studia bo nie mieliśmy z czego żyć. W moje urodziny moje życie się spieprzyło. Gdyby nie to że znałam Thiago od dziecka to nigdy bym nie poznała ciebie,  Ney ja kocham cię nad życie. Zaraz co ja gadam to ty jesteś moim życiem...-powiedziała i wyjąc padła mi w ramiona. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo nie nawidzi obchodzić urodziny. Nie chce by dłużej cierpiała. Serce mi się kraja jak widzę że ona cierpi. Rozkazuje jej wziąść prezent który dostała ode mnie i go otworzyć. Dałem jej wielki obraz gdzie poprzyczepiałem nasze wspólne zdjęcia. Była w szoku, ale udało mi się wywołać uśmiech na jej twarzy...
-i jak ci się podoba? Starałem się
-jest prześliczny... Skąd ty wziąłeś te wszystkie zdjęcia!?
-mam różne sposoby, a teraz choć...-powiedziałem i zaciągnąłem ją do szatni, gdzie schowałem piłki. Nie chciała imprezy urodzinowej więc to taki plan b. Wyszliśmy z workiem piłek i zaczęliśmy grać. Po chwili przez tunel wbiegają dzieci i reszta ,,gości“ i zaczyna się turniej piłki nożnej. Widziałem że to sprawia jej radość, ale niestety do czasu.  Był nieszczęśliwy wypadek. Tomas niefortunnie upadł i było widać że bardzo cierpi. Widząc rozpacz Lis szybko do niego podbiegłem, wziąłem go na ręcę i zacząłem biec w stronę pobliskiego szpitala. Lisa biegła niedaleko za mną. Wbiegliśmy na oddział i odrazu zabrali go na prześwietlenie. Okazało się na szczęście tylko mocne stłuczenie, a my mogliśmy wracać do reszty. 


******Oczami Lis******
Kiedy zobaczyłam cierpienie w oczach Tomasa nie mogłam się wogóle ruszyć. Przez moją głowę przemknęły te najbardziej dla mnie bolesne chwile gdy był w szpitalu w ciężkim stanie z 25% na przeżycie. Bardzo zaimponowało mi zachowanie Neya i gdy tylko wybiegł na ulicę, krzyknęłam do reszty by zajęli się dziećmi, ruszyłam za nim. Bóg nas chroni widocznie, ponieważ nic nie jest złamane. Chciałabym odwiedzić polskię, zobaczyć nasz stary dom, grób rodziców i .... Mię. Chciałabym zobaczyć jak ona się trzyma. Mimo wszystko rozumiem co ona teraz przeżywała. Wróciliśmy spokojnie na miejsce, ale byliśmy tak zmęczeni że niedaliśmy razy kontynuować naszego ,,turnieju“ i usiedliśmy na trybunach. Widziałam że Ney się czymś wzruszył, więc otarłam pojedynczą łzę na jego policzku i powiedziałam:
-Ney, co się dzieje?
-nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo przez te miesiące się do waż przywiązałem... Gdy tylko mały się przewrócił wyobraziłem co bym zrobił gdyby to był Davi. Zareagowałem tak jak powinienem w stosunku do mojego drugiego syna...-gdy tylko to powiedział chciało mi się płakać razem z nim,
-też cię kocham skarbie...-powiedziałam i wpiłam się w jego usta,
- kochanie, niewiem co się dzieje ale słabo mi...- zaczęłam panikować. Jeszcze nigdy nie przebiegłam sprintem takiego długiego odcinka
-choć, położysz się na murawie, a ja skoczę po coś zimnego-powiedział potem położyłam się posłusznie, a junior po chwili zniknął. Nagle słyszę czyjś pisk i podbiegają do mnie Davi z Tomasem
-Lisa? Wszystko w porządku?-spytał mały blondynek
-tak, tylko zakręciło mi się w głowie
-ale juz dobze tak??- dopytywał się Tomas
-Tak, jak chcecie to idźcie do środka to Ney da wam coś do picia ok?
-ale super! Choć Davi idziemy!- powiedział i oboje szybko pobiegli, a ja nie mogłam przestać się śmiać. Wstałam i chciałam iść w ich stronę, lecz świat zaczął mi wirować...


******Oczami Neya******
Wbiegłem do szatni i z naszej przenośnej lodówki wyjąłem butelkę wody. Nagle wbiega do mnie dwóch małych łobuzów i łapiąc po butelce soku zaczynają biegać wokół mnie. Nie odzywałem się tylko śmiałem. Wyszliśmy ma dwór i nie było mi już do śmiechu. Gdy Lis chciała do nas podejść było widać że zaraz zemdleje i niewiem jakim cudem, ale udało mi się ją złapać gdy upadała. Rafa przyniosłam nam jeszcze lodu i po około 20 minutach Lis zaczynała się budzić
-Lis?? Kochanie??
-Ney?? Cco się stało??
-zemdlałaś, czy chcesz jechać do domu? 
-tak... Rafa?- powiedziała i zawołałem szybko siostrę:
- tak?
-czy mogłabyś przenocować małych? Nie dam rady się nimi dzisiaj zająć... Możesz u nas nocować
- jasne, to jedźcie już a ja ich zabiorę dzisiaj do hotelu...-powiedziała i zaczęliśmy powoli   się zbierać. Dotarliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Na ulicach Barcelony było bardzo pusto, ciemno i jechało się ciężko. Nagle gdy wjechaliśmy na skrzyżowanie straciłem panowanie nad kierownicą i uderzył w nas samochód...


******Oczami Lis******
Jest ciemno i zimno. Nie słyszę nic. Przecieram oczy i widzę że Ney się nie rusza. Wpadłam w wielką panikę i nie wiedziałam co mam zrobić rozpaczliwie próbowałam go obudzić ale nic z tego. Z trudnością wydostałam się z samochodu i delikatnie wyciągnęłam go na ulicę. Nie ruszał się i krwawił. Bardzo się bałam i zaczęłam ocierać jego ciało ręką lub koszulką. Wszystko dzieje się jak w najgorszym koszmarze. Strasznie mnie boli ręka, ale nic z tego nie robię. Położyłam głowę Neya na swoich kolanach i zaczęłam całować rozpaczliwie jego czoło, usta czy policzki. Byliśmy sami na środku ulicy, bo sprawca uciekł. Niemam nawet komórki by zadzwonić po karetkę. Zapomniałam. Ney ma w torbie treningowej! Szybko zerknęłam na tylnie siedzenie i wybrałam pierwszy lepszy numer
-Halo??- odezwał się Suarez
-Suarez!!? Błagam pomóż mi! Mieliśmy z Neyem wypadek i on się nie rusza, a telefon zaraz padnie!
-Lisa, ale powiedz gdzie jesteś!?
- niewiem! Jest ciemno, ale nie daleko z tego co widzę to jest to skrzyżowanie przy jakieś knajpie o nazwie ,,La...-i koniec. Padł. Oby Luis wiedział gdzie, strasznie się boje o niego. On musi żyć! Dla mnie, dla Tomasa a przede wszystkim dla Daviego!!


******Oczami Suareza*****
-Lisa?! Jakiej knajpy?! 
Rozładowała się jej komórka. Zaraz zaraz jedyna knajpa jaką znam to Laguna. Możliwe że są tam. Szybko pojechaliśmy do nich, a Sofia w tym czasie zadzwoniła po pogotowie. Dotarliśmy szybko na miejsce i byliśmy przerażeni. Ney leżał nieruchomo na kolanach Lisy, która miała prawdopodobnie złamany nadgarstek. Była również cała zakrwawiona. Pogotowie przyjechało bardzo szybko i zabrali ich obojga. Daliśmy znać reszcie co się stało i pojechaliśmy do szpitala. Boże trzymaj ich przy życiu.


******Oczami Lis******
Dojechaliśmy do szpitala i zabrano mnie na badania. Po dłuższym czasie założyli mi gips na nadgarstek i dalej niewiem bo szybko wyszłam w poszukiwaniu Neya. Okazało się że jest na bloku operacyjnym i właśnie teraz ratują jego życie, a przy tym moje. Ney jest moim życiem. Pieprzone urodziny! Zawsze wtedy dzieje się coś złego!
Pod salą już zaczęli się wszyscy zbierać, lecz nadal nie było Rafy. Postanowiłam że pożyczę telefon, bo mam tylko Neya i zadzwonię do niej. Na szczęście Anto była tak miła i mi pomogła:
-Halo? Anto?
-Rafa to ja Lis, proszę przyjedź do szpitala, mieliśmy z Neyem wypadek...proszę...-powiedziałam jej prawie przez płacz
-Lis zaraz będę! Narazie
-pa
-pa.
Nie mogę się pozbierać. Gdy tylko patrzę na ich wszystkich płakać mi się chce. Oni są razem, a mój ukochany właśnie walczy o życie na sali operacyjnej... Nagle podbiega do mnie Rafa z dziećmi i swoimi rodzicami
-Lisa, złotko nic ci nie jest??- zapytała Nadine
-ze mną nic, gorzej z ...-nie dokończyłam bo się rozpłakałam na widok małego blondynka. Był roztrzęsiony, nie wiedział co się wokół niego dzieje... Niewiem jak go mogę wesprzeć, więc poprostu go przytuliłam mówiąc że wszystko będzie dobrze... Oby....


******8 godzin później******
Nadal czekamy. Tomas i Davi padli już godzinę temu, zresztą tak jak wszyscy. Nie śpię. Czekam. Czekam na dobrą wiadomość. Nagle zza drzwi wyłania się lekarz. Dzięki Bogu !
-Panie doktorze! Co z nim??
-Pani jest jego...?
-narzeczoną
-stan Pani męża...