-to zrozumiałe... Nigdy nie byłem w takiej sytuacji i niewiem jak to jest... Niewiem jak ci pomóc. Mam kilka zdjęć z urodzin które dla niej zorganizowałeś...- na każdej fotografii byłem szczęśliwy... W tej chwili dopiero zrozumiałem że moje zachowanie mogło rzeczywiście ją zranić. Jaki ze mnie dupek!
-Leo, proszę zadzwoń do niej... Muszę jej to wyjaśnić...- powiedziałem ale Argentyńczyk ani drgnął
-Leo? Leo proszę...-powiedziałem już przez łzy...
-Ney... Nie mogę tego zrobić... Ona jest w fatalnym stanie po wypadku...
-proszę...
-to nie jest odpowiedni moment...-niewytrzymałem... Wyszedłem ze świetlicy i poszedłem do sali. Strasznie mi przykro... Przypomniał mi się dzień jej urodzin... Chwila gdy płakała jak zobaczyła bukiet i prezent, chwila gdy mogłem ją wtedy przytulić i pocałować na pocieszenie, chwila wypadku z Tomasem, chwila gdy powiedziałem jej że ją...kocham...? Kochałem...? I ...-muszę z tąd wyjść...
******Oczami Anto******
Udało się zasnąć Lisie więc po cichu wyszłam z pokoju. Chłopaki też już wrócili i zajadali się owocami. Strasznie jej współczuje. Siedzimy z Leo w kuchni i zastanawiamy się jak jej pomóc:
-jak dzisiaj w szpitalu?
- nie najlepiej... Co prawda pamięta mnie ale nic więcej...
- ale odtrącił małego?
- nie, zachowywał się normalnie s stosunku do niego ale nie pamiętał nawet jak się nazywa...
- z Lis też nie jest za ciekawie.... Za jej uchem znalazłam zaschniętą krew ale boję się jej o tym powiedzieć...
-a co z dziećmi w takim razie? Davi za niecałe dwa tygodnie wraca z Caroline do Brazyli a on nie pojedzie póki nie zobaczy Neya...
-niewiem, kompletnie niemam pojęcia co możemy zrobić...
-trzeba czekać...
-Lisa dzisiaj mówiła mi że chce jechać jutro do niego, sama...
-może pozwólmy jej... Niech jedzie to może się lepiej poczuje jak go zobaczy...
-dobra niema co choć pomożesz mi chłopaków wykąpać, wkońcu jest ich narazie czwórka
- to choć bo już późno
******RANO******
Wstałam jakoś przed 8 i poszłam po cichu zjeść śniadanie... Nie chce by ktoś widział mnie w takim stanie... Wogóle to wyglądam jak anorektyczka, moje włosy to siano a skóra jest sina i blada... Pod oczami mam jeszcze wielkie wory. Ubrałam się i napisałam na stolę kartkę z informacją że pojechałam do szpitala i potem wyszłam. Nie wiem czy to dobry pomysł... Wkońcu on i tak nic nie pamięta... Podjeżdżam pod szpital i biorąc wszystkie potrzebne albumy niepewnie wchodzę do środka. Leży na łóżku, ale nie śpi. Wygląda tak jakby właśnie na mnie czekał... Niepewnie podchodzę i siadam na stołku obok:
- cześć...
-Lisa jak fajnie że jesteś...- powiedział to z tak wielką ironią w głosie że zabolało mnie to jeszcze bardziej
- przywiozłam trochę zdjęć i jeżeli będziesz chciał to przejrzyj je w wolnej chwili...- i nastała cisza. Nic tylko patrzyliśmy sobie w oczy... Przygląda mi się z wielkim bólem w oczach próbując coś w nich dostrzec ale to na marne
-chciałbym cię bardzo przeprosić za moje ostanie zachowanie w stosunku do ciebie, ale ja naprawdę nic nie pamiętam i to jest silniejsze ode mnie...
- Nie tłumacz się ja rozumiem poprostu nic nie pamiętasz i nie chciałeś mnie zranić...
- Lisa ja...- przerwałam mu...miałam dość jego tłumaczeń i pragnęłam znowu poczuć jego ciepłe i miękkie usta... To jedyne ukojenie mojego bólu... Złapałam jego twarz w dłonie i przyciąłgnęłam jego twarz do siebie... Nie odwzajemniał moich pocałunków i nawet nie starał się ich odwzajemnić mimo ogromnego bólu udało mi się wykrztusić coś w stylu ,,Ney błagam spróbuj” ale to na marne... Był oszołomiony, a po chwili nasze usta moczyły moje łzy... On niepewnie po chwili zanurzył rękę w moich włosach i zaczynał odwzajemniać pocałunki. Byłam szczęśliwa przynajmniej na kilka chwil. Niestety oderwał się ode mnie wciągając łapczywie powietrze i przez łzy powiedział że nadal nic nie pamięta... Czemu to boli coraz bardziej?! Bez słowa wstaję i idę w stronę łazienki. Chcę się znowu pociąć... Znowu czuć jak żyletka przecina moją delikatną skórę kojąc mój wewnętrzny ból. Uderzam butelką o ziemię i zwykłym kawałkiem szkła przeciągam po nadgarstku... Nie mogłam się opanować, ale na szczęście nikt mnie nie widzi. Po chwili zaciągam rękawy i jadę do domu... Nie chce by Leo, czy Anto widzieli mnie w tym stanie, a tym bardziej chłopcy. Jadę do naszego domu i odrazu sięgam do szawki z alkoholem... Chciałabym znowu upić się i zapomnieć. Po chili kieliszki się rozmnażały, a z jednego zrobiło się zero bo piłam już z butelki. Niemam do kogo się odezwać już... Kładę się na kanapie i odziwo chyba ,, zasypiam ” ?
******Oczami Leo******
Lis jeszcze nie wróciła... Bardzo z Anto się o nią martwimy. Nie odbiera telefonu, a Tomas nie chce iść spać i cały czas siedzi smutny... Wydaje mi się że wiem gdzie ona może być ale nie chcę już denerwować rodziny. Zostawiłem tylko kartkę na stole i pojechałem. Jestem z Lis bardzo związany... Czuję się jak jej starszy brat. Zajechałem pod dom jej i Neya i odrazu wiedziałem że tam jest. Drzwi wejściowe były zamknięte, ale okno już nie. Po cichu wszedłem do środka i zacząłem jej szukać. Plamy krwi prowadzące do salonu przyprawiały mnie o dreszcze. Na stole lerzało kilkanaście butelek po najmocniejszych alkoholach a na kanapie leżała ona... Na rękawach bluzy było już widać wielkie plamy krwi. Pewnie znowu to zrobiła... Szybko biorę ją na ręce i jadę z nią do szpitala... Nie mamy czasu na to by czekać na karetkę. Ona mogła tu leżeć kilka godzin i się wykrwawić.
Zajeżdżam szybko na parking przed budynkiem i biegnę z nią do środka... Wzięli ją na salę i otoczyli ją opieką. Po godzinie wychodzi do mnie lekarz:
-czy to pan przywiózł tą młodą kobietę z ranami na nadgarstkach?
-tak, to ja...ona nazywa się Lisa
-więc Lisa miała naprawdę dużo szczęścia że pan ją znalazł, ponieważ gdyby to było o godzinę za późno mogłaby już tego nie przerzyć...
-naprawdę?!
-tak, straciła bardzo dużo krwi... Jutro jeszcze zostanie u nas ale potem będzie mógł ją pan zabrać do domu
-bardzo panu dziękuje, a mogę ją zobaczyć? Jest przytomna?
-tak, ale może być osłabiona... Zaprowadzę pana i będzie pan musiał założyć specjalny płaszcz
-dobrze, jeszcze raz bardzo dziękuje...- mężczyzna średniego wieku zaprowadził mnie pod salę i potem mogłem wejść do środka. Gdy tylko podeszłem do jej łóżka odrazu rzuciła mi się na szyję:
-Leo proszę nie zostawiaj mnie!- powiedziałam płacząc
-Lis, nigdy cię nie zostawię rozumiesz nigdy!
-to jest silniejsze ode mnie, nie daje sobie z tym rady...
-może powinnaś pójść do psychologa, który by ci pomógł??
-pomóż mi proszę...-powiedziała to w taki sposób iż strasznie ujęło mnie to za serce. Nie mogłem jej odmówić. Kilka chwil później usnęła trzymając mnie za rękę... Wyglądała tak niewinnie. Niespodziewanie za moimi plecami pojawił się Brazylijczyk...
Wyciągnąłem rękę z uścisku i nie odpowiadając na żadne pytania wyciągnąłem go na korytarz. Zdezorientowany i wkurzony z wyrzutem zaczyna:
-co ty kurde robisz ?!
-co ja robie?! Co ty robisz stary kurde ogarnij się! Znalazłem Lisę samą w domu z podciętymi żyłami na nadgarstkach i wszystkie butelki z alkoholem leżały rozbite na podłodze!
-co ty gadasz?!
-a gadam to że gdyby nie to że pojechałem do was do domu to by wykrwawiła się na śmierć! Nie wchodź do nie a najlepiej nie kontaktuj się z nią bo ona już wysiada psychicznie Ney!- krzyknąłem mu w twarz i wyszedłem... Miałem nadzieje że weźmie sobie to do serca i odpuści. Jest już chyba 4 nad ranem i mam 25 nieodebranych połączeń od Anto... Ona mnie chyba zabije. Wjeżdżam do garażu i po cichu wchodzę do domu. Dzieci śpią w salonie a mojej ukochanej chyba niema. Jestem cały we krwi po tym jak wynosiłem ją z domu. Po chwili Anto rzuca mi się na szyje:
-kochanie gdzie ty byłeś?! Gdzie jest Lisa ?! Czemu ty masz krew na rękach i koszulce?!
-Uspokój się... Lisa jest w szpitalu tym co Ney, ponieważ znalazłem ją u nich w domu na kanapie z podciętymi żyłami na nadgarstkach...-ledwo wydusiłem z siebie i mocno ją przytuliłem...
-przepraszam to mógł być dla ciebie szok...
-choć, zmyj to z siebie zanim dzieci się obudzą- powiedziała i zaciągnęła mnie do łazienki.
******RANO******
Z samego rana podrzuciliśmy dzieci do Suareza i pojechaliśmy do szpitala. Mam nadzieje że już wszystko jest ok i możemy ją zabrać do domu. Zajeżdżany pod budynek i poddenerwowani wchodzimy do środka. Nagle okazuje się że niema Lisy na sali...
Szybko biegniemy w kierunku bloku operacyjnego i szukamy jej lekarza. Po chwili wychodzi i nas wita:
-Witam Państa, w czym mogę pomóc?
-poszukuje Lisy, przywiozłem ją w nocy
-dobrze że pan jest, w nocy pojawiły się niestety drobne komplikację i chcielibyśmy ją jeszcze zostawić na tydzień przynajmniej...
-no dobrze, a teraz gdzie jest?
-na badaniach, za jakąś godzinę wróci na salę...
-dobrze to my przyjedziemy wieczorem, dziękujemy bardzo
-to moja praca...-powiedział z uśmiechem i poszedł. Nic tu po nas, wracamy na trening...
******Oczami Neya******
Właśnie wypisali mnie ze szpitala... Nikt nie przyjechał po mnie więc muszę wrócić na piechotę. Stoję przed drzwiami do domu i zastanawiam się co mogę tam zadtać. Cały czas mam przed oczami Leo z wczorajszego wieczoru. Niepewnie otwieram drzwi i staję jak wryty. Nasza szawka z alkoholem jest dosłownie opróżniona a butelki porozbijane na podłodze, a do tego wszędzie jest krew... Aż nie mogę na to patrzeć. Ona próbowała się zabić przeze mnie !! Co ja narobiłem ?! ale to nie moja wina że przez wypadek nic nie pamiętam. Nie chce jej ranic na każdym kroku, ale co ja mogę zrobić... przejrzałem wszystkie albumy jakie przyniosła i pamiętam tylko kilka chwil... Nie mogę tak! Wybiegam z domu i dosłownie rzucam się na samochód... Jeżeli przez wypadek straciłem pamięć to i wypadkiem chcę ją odzyskać. W dupie mam piłkę! Ja chcę moje wspomnienia i ją!!! Po chwili jest ciemność i wielki ból...
Zostawiajcie swoje opinie w komentarzach !!! <33;*